Spacer po moich ulicach, Emilii Gierczak i Przestrzennej.

  • wtorek, 29 Marzec, 2016
  • Alicja Betka

Wszystko zaczęło się od Pana Szymona Wasilewskiego – młodego dziennikarza „Kuriera Szczecińskiego”. Otrzymał list od jednego z mieszkańców Dąbia, w którym „głównym bohaterem” stała się ulica Przestrzenna. Skojarzenie z naszą Fundacją było oczywiste i bardzo sympatyczne. Przeczytałam przesłany przez niego  list i zaniemówiłam.  Krótki opis  ulicy Przestrzennej zawierał takie bogactwo nowych  informacji, że nie sposób było zmienić nawet jeden wyraz. W dodatku autor napisał go na starej maszynie, co przywołało osobiste  wspomnienia, gdy sama na czymś takim  pisałam. Spotkanie z samym autorem, Panem Kamilem Orchowskim,/podobno najstarszym mieszkańcem Dąbia?/ potwierdziło tylko moją ocenę ulicy Przestrzennej i jej okolic. To naprawdę wspaniała, pełna ciekawych historii, ciekawych ludzi i być może nieodkrytych jeszcze sensacji, ulica.                                                                                                               Niestety, z przyczyn technicznych, nie mogłam zamieścić oryginału listu, ale treść w całości prezentuję  na tej stronie.

Zresztą przeczytajcie Państwo sami!!

Szczecin, 13.12.2015 r.

Spacer po moich ulicach, Emilii Gierczak i Przestrzennej

Spacer po tej niezwykłej ulicy Przestrzennej proponuję rozpocząć od ul. Emilii Gierczak,   jako że obie te ulice stanowią jeden ciąg. Jestem szczecinianinem od 24 października  1945 r., a w Dąbiu, wówczas Dąb Stary, mieszkam przy ul. E. Gierczak od wiosny 1946 r., tak że wszystko dotyczące tych ulic jest mi znane osobiście, nie z żadnych przekazów.

Rozpoczynamy nasz spacer od skrzyżowania ul. E. Gierczak /d. ul. Długa/ z ul. Anieli Krzywoń /d. ul. Chrobrego/. Był to przed wojną centralny plac Dąbia, na którym mieścił się ratusz. Po wojnie  na tym placu znajdowały się groby żołnierzy radzieckich oraz okazały pomnik czołgisty. Groby przeniesiono, a obecny pomnik poświęcony poległym w walce o wyzwolenie Dąbia pochodzi z roku 1962. Idąc dalej, po przejściu około 100 m., po prawej stronie w bloku z lat 60-tych, na 4-tym piętrze, przez szereg lat mieszkał i tworzył wybitny kompozytor prof. Marek Jasiński. Znałem osobiście prof. Jasińskiego, był wspaniałym skromnym człowiekiem. Dużo jego utworów, szczególnie muzyki sakralnej, powstało właśnie, gdy zamieszkiwał w jakże skromnych warunkach w Dąbiu, między innymi najwybitniejsze dzieło Profesora – Stabat Mater. Po drugiej stronie ulicy, na skrzyżowaniu z ulicą Oficerską, stał piętrowy budynek. Na parterze znajdowała się piekarnia, którą prowadził pan Wacław Niczyporowicz. Na piętrze tego budynku mieszkał przez całe swoje dzieciństwo i lata młode, jeden z czołowych żeglarzy szczecińskich – kapitan jachtowy Jerzy Siudy. Miałem tą przyjemność chodzić do szkoły podstawowej w Dąbiu do tej samej klasy z późniejszym tak utytułowanym żeglarzem. Jestem, bowiem, jego rówieśnikiem. Kapitan Siudy ostro rywalizował z również doskonałym żeglarzem „Kubą” Jaworskim. Obaj nie żyją, tablica pamiątkowa upamiętniająca obydwu wielkich żeglarzy znajduje się przy Szczecińskiej Katedrze. Po tej samej stronie ul. E. Gierczak, 80 m dalej, stał wiekowy budynek z pruskiego muru, w tej chwili w tym miejscu stoi blok z lat 70-tych. W tym domu urodził się i spędził dzieciństwo znany przewodnik turystyczny, autor wielu opracowań o Szczecinie i okolicach – Ryszard Kotla.

Przechodząc Dalej około 100 m stoi budynek, w którym mieszkał brat Ryszarda – Zdzisław Kotla, uczestnik Igrzysk Olimpijskich w Moskwie w żeglarstwie. Przy ostrym zakręcie ulicy, obecnie pusty plac, mieściła się i funkcjonowała przez szereg lat, jedyna na prawobrzeżu, wytwórnia wód gazowanych /lemoniada, kto pamięta jej smak?/ i rozlewnia piwa, którą założył i prowadził p, Franciszek Górski.

Dochodzimy do mostu na rzece Płonia. Most całkowicie zniszczony w czasie wojny. Odbudowany, jako pierwszy most w Szczecinie w końcu lat 40-tych. Pamiętam budowę tego mostu. Prymitywne techniczne warunki, ręczny kafar do wbijania pali. Od mostu zaczyna się ta niezwykła ulica Przestrzenna /dawniej Szczecińska/. Zaraz za mostem, po prawej stronie, mieściła się fabryka chemiczna „Otto Bader”. Hale produkcyjne, duża kotłownia z wysokim kominem fabrycznym oraz pięknym pałacykiem przy samej rzece. Wszystko to, szczęśliwie, w ogóle, nie ucierpiało w czasie wojny. Należało tylko zabezpieczyć przed różnego rodzaju szabrownikami i wandalami. Niestety, ocalała jedynie część hal produkcyjnych, w których mieści się obecnie fabryka okien „Agat”.

Po drugiej stronie zaraz za mostem stoi dom oraz zabudowania gospodarcze. Na bramie wejściowej widniała tabliczka z napisem: „Tu mieszka Hieronim Olejnik – Polak”. W ten sposób oznajmiało się, kto tu mieszka, że obiekt jest zajęty i przez kogo. Pan Olejnik, to barwna postać i znana w całym Dąbiu, był rzeźnikiem, hodowcą, handlowcem oraz wielkim kibicem miejscowego klubu sportowego „Kolejarz”.

Dalej idąc ulicą Przestrzenną, po jednej i drugiej stronie rozciągają się łąki, na których pasło się stado około 50 krów. Prawie, co druga rodzina w tych okolicach trzymała krowę. Czasy były trudne.

Dochodzimy do grupy domów, teraz nazywa się – Kolonia Dąbie. W jednym z tych domów, tym najmniejszym, mieszkał p. Mikołaj Nerć, uczestnik bitwy obronnej na Westerplatte. Nawet się tym wiele nie chwalił. Zajmował się rybołówstwem. Tych ludzi bohaterów, obrońców Westerplatte już nie ma wśród  nas.

Na wysokości, gdzie znajduje się ostatni budynek Kolonii Dąbie, ulicę przegradzała brama, przy niej wartownik z karabinem. Ulica była do 1956 roku nieprzejezdna. Nawet piesi nie mogli przejść. Cały ruch do centrum Szczecina odbywał się przez Zdroje.

Po lewej stronie rozpoczyna się lotnisko. Wzdłuż ulicy na całej długości lotniska, było solidne ogrodzenie, betonowe słupy i siatka wysokości 2m. Władze ówczesne były bardzo nieufne, obawiali się szpiegów, dywersantów, i.t.p. Ruch samolotów pasażerskich był znikomy. Na trasie do Poznania i Warszawy kursowały 2 razy w tygodniu samoloty typu Li-2. Pomimo tak zaostrzonego rygoru, na lotnisku w Dąbiu miała miejsce próba uprowadzenia samolotu, chyba pierwsza w Polsce. Uprowadzenie nie powiodło się. Publicznie tego faktu nie nagłośniono. Na kanwie tego zdarzenia powstał film fabularny „Sprawa Kapitana Maresza”, ze znanym aktorem Wieńczysławem Glińskim w roli głównej.

W kwietniu 1947 r. na lotnisku w Dąbiu miało miejsce doniosłe wydarzenie. Tego dnia wszystkie dzieci ze szkół  z Dąbia z chorągiewkami w ręku udały się na lotnisko, aby powitać dostojnych gości z Warszawy z Władysławem Gomułką na czele, który był wówczas Ministrem Ziem Odzyskanych. Byłem na tym powitaniu. Dostojnicy przeszli wzdłuż szpaleru wiwatujących dzieci i młodzieży. Jeden z nich zbliżył się i nawet mnie pogłaskał po głowie. Nie wiem kto to był.

Na terenie lotniska bardzo prężnie działał Aeroklub Szczeciński z sekcjami: samolotową, szybowcową oraz spadochronową. Do tej ostatniej i ja należałem uprawiając sport spadochronowy. Instruktorami byli wytrawni spadochroniarze: Zdzisław Piasecki i szef wyszkolenia spadochronowego Bronisław Bujwid. Skoki spadochronowe wykonywaliśmy z samolotu CSS-13, dwupłatowiec, popularny, kukuruźnik. Był to samolot dwumiejscowy. Skoczek zajmował przednie miejsce, a pilot z tyłu. Wychodzenie z samolotu w powietrzu, by oddać skok, musiało być precyzyjnie, dokładnie przećwiczone. W powietrzu nie mogło być żadnych pomyłek ani niedociągnięć. Po wyjściu na skrzydło samolotu, na znak pilota, trzeba było oddzielić się od samolotu. Tych samolotów już nie ma. Kilka egzemplarzy znajduje się w Polsce jako eksponaty muzealne. Loty samolotowe nad Szczecinek i skoki spadochronowe, to wspaniałe i niezapomniane chwile.

Po prawej stronie ul. Przestrzennej – królestwo żeglarstwa i sportów wodnych. W ostatnich latach bardzo rozbudowane przystanie, przy pomostach cumują naprawdę okazałe i „wypasione” jednostki. Na uwagę zasługuje Centrum Żeglarskie, które szkoli najmłodszych adeptów tego sportu. Najmłodsi żeglarze na swoich Optymistach mają w roku kilka regat na jeziorach, a nawet na pełnym morzu. Regaty Optymistów są bardzo malownicze. Kiedy na ostatnich regatach 200 żaglówek wpływało do portu w Dziwnowie, wyglądało jakby na wodzie osiadły motylki. Wzbudzało to podziw licznych wczasowiczów. Żeglarstwo uprawia i staruje na regatach dwóch moich wnuków, Tomek i Paweł Maciejewicz. Nazwisko Maciejewicz powszechnie wiadomo czym jest dla morskiego Szczecina, a zatem i zobowiązuje. W dużym hangarze przy nabrzeżu przez pewien okres działała stocznia jachtowa. W biurze projektów tej stoczni pracował jako konstruktor Jerzy Siudy.

Tyle moich opowieści z okresu dzieciństwa i lat młodości.

 

Kamil Orchowski